Pogoda na Azorach jest nieprzewidywalna. Zwłaszcza w Styczniu, kiedy co minutę możesz oczekiwać deszczu, słońca, mgły, tęczy, a potem znowu deszczu, mgły, słońca.
W niektóre dni zdaje się, że to deszcz wygrywa walkę na niebie pokonując słońce. Wtedy musisz zdecydować: jedziesz na punkt widokowy zmoknąć, czy wybierasz spacer po ananasowych szklarniach?
Wiadomo, wybraliśmy to drugie – zobaczyć ananasy i… kota. Tydzień wcześniej nasza znajoma, zrobiła tam zdjęcie, które zostało zbombardowane serduszkami na insta. Jako, że konto jest prywatne, to narysowałam jak mniej więcej wyglądało. Rysunek poniżej.
Ładnie, co nie?
Jeżeli chodzi o kota, to nie zechciał nam tak pięknie pozować. Wybrał sobie wygodny próg pobliskiej kawiarni, żeby obserwować plantację.
Ananasy to takie sympatyczne owocki. Jak się okazuje, wcale nie rosną na palmach!
A to nie koniec ciekawostek. Dla Portugalczyka ananas z Azorów to zupełnie inny ananas. Ma to nawet odzwierciedlenie w języku. Ten azorski to bez zaskoczenia ananás, a ten z ameryki południowej to abacaxi (abakaszi). Różnią się znacząco czasem dojrzewania, wielkością i smakiem. Na dojrzałego ananasa, trzeba poczekać dwa lata, a w międzyczasie jest on przenoszony między różnymi szklarniami.
To wszystko można zobaczy na żywo i zupełnie za darmo na wyspie São Miguel. Zdecydowanie warto. :)
Dodaj komentarz